"Tatuażysta z Auschwitz" Heater Morris, WYZWANIE CZYTELNICZE 2019

Książka przeczytana już jakiś czas temu. Post też napisany w październiku, ale jakoś tak się zakręciłam, ze go nie opublikowałam, więc publikuję teraz, bo uważam, że to książka, którą warto przeczytać.

To jest jedna z tych książek, która sama mnie do siebie przywołała. Robiąc szybkie zakupy w Empiku spojrzałam na półkę i po prostu nie mogłam jej nie wziąć.
Bardzo lubię tematykę II wojny, a jak przeczytałam na okładce (co mam w zwyczaju zanim kupię czy wypożyczę książkę) że jest to powieść oparta na faktach to już nie było mowy o tym, ze odłożę ją z powrotem na półkę.



I nie pomyliłam się. Zazwyczaj książki o tej tematyce czytam z zapartym tchem, nie rzadko w towarzystwie chusteczek, a po odłożeniu książki na bok z pozostałym kacem moralnym, że człowiek człowiekowi może zgotować taki los...
Właściwie to wciąż tak jest. Historia niczego nas nie uczy. Wciąż jesteśmy dla siebie wrogami, mamy z nic życie innych ludzi...

Wracając do książki Pani Morris jest to coś na miarę sfabularyzowanej biografii. Lale Sokołow nasz główny bohater w 1942 roku trafia do Auschwitz. Zostaje tam tatuażystą więźniów i to poniekąd ratuje mu życie. Ponadto Lale właśnie w obozie, w warunkach w których w życiu byśmy nie pomyśleli że można znaleźć miłość, właśnie tam ją znajduje. I to jej tląca się iskra napędza głównego bohatera do tego, że musi przeżyć. Nie tylko on, ale i ONA - Gita. To niesamowicie pięknie opowiedziana historia uczucia, które przetrwało nazistowskie piekło. Uczucia, które przetrwało i trwało dalej po wojnie.
Sokołów historię swoją i swojej Gity postanowił opowiedzieć dopiero po jej śmierci. I muszę Wam powiedzieć, że nie sądziłam, że uda mi się uśmiechnąć przy książce o takiej tematyce. A tutaj się to udało. Książka pobudza wiarę w ludzi, wiarę w to, że są ludzie DOBRZY. Po prostu dobrzy. Że po mimo, iż jesteśmy dziś mocno zatraceni w konsumpcjonizmie, że nasze uczucia do drugiego człowieka też często są raczej wyobrażeniem tego uczucia albo co gorsza jest uczucie na miarę "dobry czasów". Bo ja zaczyna się coś psuć to od razu wyautujemy się z takiego związku zamiast rozmawiać, rozwiązać wspólnie problemy. Mam wrażenie, że dziś mało która para mogła by przetrwać takie czasy jakie przeżył Lale z Gitą. Co więcej oni potem żyli razem do śmierci Gity. Bez spoglądania wstecz, bez wypominania i wspominania. Żyli to było ważne. Byli razem i to było najważniejsze.

Ja naprawdę polecam tę książkę. Warto ją przeczytać.

Komentarze

Popularne posty